Pamiętaj, aby majówkę świętą święcić.

 

Każdy wolny dzień kończy się w zastraszająco, kosmicznie turbo ultra szybkim tempie. Norma. To samo jest z majówką. Wróć. Z majówką jest całkowicie inaczej. Bo z majówką jest jak z Sylwestrem. Musi, ale to MUSI się udać. Jak się nie uda to jesteś życiowym przegrywem. Gdy w listopadzie znajomi cię pytają co robisz w Sylwestra, absolutnie cię to nie dziwi, ba! Standardem jest, że już wtedy rozglądasz się za możliwymi opcjami, z dnia na dzień coraz bardziej nerwowo. Jesteś zatem absolutnie zmuszony spędzić zajebistą majówkę. Grunt to grill, chill i splendor.   

07 maja 2017

Wielkie odliczanie rozpoczyna się na kilkanaście tygodni przed najważniejszym weekendem roku. Bóg zesłał nam prawilnie długi weekend, zatem żal nie skorzystać. Zaczynamy kompletować zespół i poszukiwać noclegów już w lutym. I powszechnie wiadomo, że to i tak dość późno. Wiadomo też, że dostosowanie miejsca i warunków noclegu jest tak samo karkołomnym zadaniem jak znalezienie restauracji na trasie.

 

Osiwiejesz po godzinie. Pół biedy, gdy masz wybór – wtedy możesz liczyć na sprawne załatwienie sprawy.

 

Gdy ten przyjemny moment masz za sobą, pozostaje tylko odliczanie do upragnionego wolnego. Jedno jest pewne – twoi współpracownicy, sąsiedzi i rodzina doskonale wiedzą dokąd jedziesz.

Hej, to w końcu majówka!

Udało się. Wiernie czekałeś, dokładnie odliczałeś, zasłużyłeś. Pakujesz swój tyłek w furę i jedziesz. Stop. Korek. Dlaczego właśnie wszyscy muszą jechać na południe?! Niemożliwe jest, że pół Polski jedzie w góry tylko dlatego że ma być 7 stopni.
A jednak.

 

Jedynka, gaz, hamulec. Jedynka, gaz, hamulec. Dobrze, że w radio znów można wygrać pół miliona, może wynagrodzą ci ten trud. SMS o treści imię na numer….

 

Po 9 godzinach szalonego rajdu jesteś u celu. Zwycięstwo! Witaj piękne Zakopane! Na wstępie wita cię dziki tłum. Nie robi to zbyt dużego wrażenia, przecież to normalne, jest majówka. Można się było tego spodziewać po korku, w którym stałeś z tymi wszystkimi ludźmi. Miejmy wyobraźnię, to było oczywiste, bez paniki.

 

Czas wyruszyć na szlak. Nie oszukujmy się, ale widoki, które gwarantują nam polskie góry są nieporównywalne z żadnymi Kanarami ani Chorwacjami. Nic dziwnego, że mają tylu entuzjastów. Masz mapę, zjadłeś porządne śniadanie, a w plecaku czeka termos z herbatą i woda.

 

Wkładasz buty i w drogę. No chyba, że ich zapomniałeś. Chyba, że przywiozłeś ze sobą trampki oraz cienkie adidasy przed kostkę, z cienkiej, przewiewnej tkaniny.

 

Coby ci się noga nie spociła.

 

Oczami wyobraźni widzisz swoje górskie buty za gruby hajs, które miały tę jedną jedyną szansę na tegoroczny debiut. Cóż. Podebiutują w szafie razem z sandałami. Jesteś zatem zmuszony do obrania łagodnych szlaków, które są najczęściej uczęszczane i najmniej wymagające. Przecież nie będziesz siedział przez 5 dni na Krupówkach i sączył grzańca tylko dlatego, że nie masz odpowiednich butów.

Ale co tam. Do odważnych świat należy. Ludzi opór. Omijanie slalomem nic nie da, musiałbyś zahaczyć o potok. Z resztą nie jesteś tu po to, aby biec. Dobrze, że przyroda rekompensuje wycieczkę niczym na procesji. Żółwie tempo to doskonała okazja na poobserwowania współtowarzyszy podróży. Już na pierwszym kilometrze mija cię dwóch panów z torbami foliowymi. Myślisz sobie, oni zapomnieli plecaka, ty butów – zdarza się, nie jesteś sam. Patrzysz, a siata jest wypchana browarami.
Co najmniej cztery na głowę. Po co jeść. Grunt to uzupełniać płyny w drodze.

 

Najwyraźniej chyba jesteś sam.

Nowe horyzonty to dobre horyzonty.

 

Obok ciebie idzie ojciec z dzieckiem na barana, który zamiast niego trzyma puszkę piwa. Za nim kobieta (chyba matka), która denerwuje się, że nie ma zasięgu bo właśnie chciała zadzwonić. Najważniejsze to mieć priorytety – pokonasz trasę
z punku A do B i zaliczone.

 

Można opowiedzieć rodzinie.

 

Kiedy tłum się trochę przemieszał, nagle spotykasz dwie starsze panie. Myślisz sobie, super, że w tym wieku mają chęci na ruch. Mimowolnie słyszysz jak jedna opowiada, że Barbara to zmarła na zawał bo jej wnuczek oznajmił, że jest gejem.

 

Jak dobrze, że właśnie jesteś już przy schronisku.

 

Tu też tłum. Możesz zapomnieć o odpoczynku na ławce. Odchodzisz parę metrów, aby spojrzeć na mapę i pomyśleć, gdzie pójść dalej. Na szczęście 90% twoich współtowarzyszy wróci tą samą drogą, więc jest spora szansa, że za chwilkę będzie luźniej. Ogarnianiu nowej trasy towarzyszy ci zapach trawy. Nie, nie tej świeżo skoszonej. Nie ma to jak bliskie spotkanie z naturą.

 

Ale hej, w końcu to majówka!

 

Po intensywnych wrażeniach na szlaku czas na powrót do miasta – w końcu trzeba zjeść coś porządnego. Tak – to marzenia na wyrost. To nie twój pierwszy raz w Zakopanem, więc z pewnością masz jedną sprawdzoną knajpę. Reszta to loteria i nigdy nie wiesz na co trafisz. Tułasz się od karczmy do karczmy w poszukiwaniu stolika, oczywiście bezskutecznie. Nagle jakimś cudem łapiesz miejsce. Dalej to standardowa historia – po godzinnym oczekiwaniu otrzymujesz zimne danie mięsopodobne. Rachunek za dwie osoby: 90 złotych.

 

Teraz módlmy się, aby nie skończyć w szpitalu. 

 

 

Majówka to taki szczególny czas, że trzeba. Trzeba ruszyć tyłek, trzeba coś zrobić, trzeba mieć co opowiedzieć. Kosztem wielu rzeczy. Na przykład spokoju, albo bezpieczeństwa, gdy zapomnisz butów. Mimo tego to jeden z fajniejszych momentów w roku. Bo grill na majówce to coś jak fajerwerki w Nowy Rok – bez tego jakby smutno.

Ta strona została stworzona za darmo w WebWave.
Ty też możesz stworzyć swoją darmową stronę www bez kodowania.